This site uses cookies.
Some of these cookies are essential to the operation of the site,
while others help to improve your experience by providing insights into how the site is being used.
For more information, please see the ProZ.com privacy policy.
"A jak spróbuje odczytać 'Wydawnictwo Naukowe' - śmiem wątpić, że bez dalszych wyjaśnień pojmie co to takiego"
Czy spotkałeś się z nazwą wydawnictwa np. Książki Pingwina? założę się, że nie. A z Penguin Books? Na pewno tak. Sugeruję nie traktować dorosłych ludzi, tym bardziej naukowców, jak małe dzieci, którym należy wszystko tłumaczyć i objaśniać. ;-)
A po co czytelnikowi wiedzieć, co oznacza dokładnie nazwa wydawnictwa w bibliografii? Przecież w żaden sposób nie warunkuje to możliwości znalezienia wydanej przez nich pozycji. A jeśli wydawnictwo nazywałoby się na ten przykład "Ciumciurum", to też upieralibyście się, żeby to tłumaczyć?
Też zazwyczaj jestem przeciwnikiem tłumaczenia nazw. Ale jest pewien problem - jak ktoś jako tako zorientowany zobaczy 'Harvard University Press', to jest duża szansa, że od razu wie o co chodzi. A jak spróbuje odczytać 'Wydawnictwo Naukowe' - śmiem wątpić, że bez dalszych wyjaśnień pojmie co to takiego (nie mam tu na myśli oczywiście rodaków!). A co do samego PWN - mam nadzieję, że jest to jednak instytucja na tyle poważna, że nie wrzuca bezmyślnie do internetu co im tłumacz podeśle.
Ale tu nie chodzi o strategię komunikacyjną - chodzi o bibliografię a nie korespondencję handlową. Po drugie nie wiemy, czy nazwa podana na stronie internetowej, chociaż oficjalnej, jest rzeczywiście stosowana przez spółkę, a nie jest tylko wymysłem tłumacza, i dlatego zanim zastosujemy wersję angielską, trzeba by to sprawdzić. Wiem z doświadczenia, że często w fimach nikt nie kontroluje, co się na stronie umieszcza. Firma zleciła, tłumacz zrobił, ok, wrzucamy na stronę, i potem mamy strony pełne kwiatków. Właśnie dlatego, zanim przepiszemy coś bezmyślnie, trzeba to sprawdzić.
To, czy jest to oficjalna nazwa, jest mniej istotne. Ważniejsze wydaje mi się to, czy Wydawnictwo w swojej korespondencji zagranicznej, na stronach www posługuje się tą nazwą. Jeśli tak - nie powinniśmy zaburzać strategii komunikacyjnej Wydawnictwa pozostawieniem polskiego brzmienia. Może to u klientów powodować wątpliwości, czy mówimy o tej samej firmie, czy o dwóch różnych.
To, że na ich stronie internetowej nazwa jest przetłumaczona, to nie znaczy, że jest to nazwa, którą firma może się oficjalnie posługiwać. Raczej wątpię. Musiałbyś to sprawdzić w dokumentach rejestrowych spółki.